Warto się bać Rozmowa z Zuzanną Bojdą współautorką tekstu spektaklu „Opowieści plemiennie”

Zuzanna Bojda

Zuzanna Bojda

Cienie Teatru: Czy to Twoja pierwsza praca w teatrze?

Zuzanna Bojda: Tak, pierwsza na poważnie, z premierą. Studiuję teraz na drugim roku dramaturgii. Pisałam wcześniej, ale nigdy to nie był tak duży tekst. Nie pracowałam jeszcze w taki sposób jak tutaj. Spotykaliśmy się z Maćkiem, reżyserem i Łukaszem, dramaturgiem, dużo rozmawialiśmy.

C.T.: Na czym polegała taka współpraca? Jaki był Twój wkład jako współautorki tekstu?

Z.B.: Najpierw spotkaliśmy się i rozmawialiśmy o tym, co chcielibyśmy zrobić. Mamy dwa odcinki „Dekalogu”, dwa krótkie filmy. Pisaliśmy i w rezultacie było bardzo dużo materiału, który potem cięliśmy, układaliśmy wspólnie.

C.T.: Jakie elementy „Dekalogu” mają odbicie w spektaklu?

Z.B.: Poza tym, że mieliśmy drugie i ósme przykazanie, myśleliśmy też o tym co dzieje się                       w pozostałych. W przykazaniu drugim według Kieślowskiego Krystyna Janda zastanawia się, czy usunąć dziecko (jej mąż może umrzeć, a ona jest w ciąży z innym mężczyzną), w ósmym do Polski wraca Żydówka, żeby porozmawiać z profesor etyki, która nie udzieliła jej chrztu. Chcieliśmy przyjrzeć się tematom – aborcja i Żydzi – dzisiaj, w roku 2014, w przyszłości. Mamy skupisko Polaków. Laponia, Polacy – sąsiedzi i ich sprawy. Sytuacje, które im się przydarzają, tak jak w „Dekalogach” są bardzo prawdopodobne i rozwijamy to w ciekawy sposób. Bardzo ważne jest, że mamy wszystkie postacie, które występują w tych odcinkach. Także takie, które są rzeczywiste, jak Tadeusz Mazowiecki, Hanna Krall       – w tym przypadku jest to odniesienie do ósmego odcinka. Historia Żydówki, to tak naprawdę historia Hanny Krall, która opowiedziała Kieślowskiemu o swoim dzieciństwie, zostało to opisane w książce „Biała Maria”. Pewne drobne rzeczy, jak to, w jaki sposób film jest nakręcony, pojawia się w sposobie, w jaki aktorzy mówią. „Przesuwam szklankę” – mówi postać, która gra Jandę.

C.T.: Spektakl jest mocno wizualny. Wzorowaliście się na symbolach z „Dekalogu”?

Z.B.: Tak, zawiera się ona w tekście, w video art oraz w grze aktorów. Mamy bardzo specyficzną, nieoczywistą przestrzeń. Prowadzimy dialog z filmem, wchodzimy w różne formy teatralne.

C.T.: Dlatego właśnie z bloku przeszliśmy na Laponię?

Z.B.: O to już trzeba pytać reżysera. W pewnym momencie okazało się, że bohaterowie schodzą do piwnicy. Postanowiliśmy użyć postaci z dwóch filmów. Jak ich wszystkich spotkać? Trudno byłoby co chwilę się przemieszczać: raz jesteśmy w mieszkaniu, raz w szpitalu, raz na uniwersytecie. Wszyscy są Polakami, mogliby spotkać się w jednym bloku, w piwnicy. Oczywiście, jest to wielkie uproszczenie. Pojawił się jednocześnie statek Langenort, na którym kiedyś Polki mogły dokonywać aborcji. Skojarzyło mi się to z syrenami, ogonami, wodą – zrobiło się baśniowo. Mówiliśmy o tym, że fajnie byłoby gdyby oni odkryli jakaś tajemnicę, która by ich połączyła. Połączenie. Zjednoczenie. To okazało się najważniejsze. Pojawiło się plemię. Maciek powiedział, że potrzebny nam jest rytuał. Plemię ma rytuał. Plemię ma Laponię. Miejsce zimne, puste, białe, oddalone, oczekujące.

C.T.: Dlaczego wybraliście akurat te dwie części?

Z.B.: Maciek je wybrał. Zastanawialiśmy się czy powinny być to dwie oddzielne części. Zdecydowaliśmy   w końcu, by je połączyć. Te części były najmniej oczywiste w kontekście odpowiadających im przykazań. Można było z tym pracować. Nie mieliśmy sytuacji „jeden do jednego”, tak, jak mi się wydaję, że jest na przykład w pierwszej części: „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną”. Przy drugiej i ósmej mieliśmy duże możliwości, mogliśmy szukać i tworzyć od nowa. Nie chcieliśmy, żeby to, co mówimy było jednoznaczne.

C.T.: Jak trafiłaś do takiej współpracy?

Z.B.: Wcześniej znaliśmy się ze szkoły. Maciek napisał do mnie w październiku, czy możemy się spotkać i zapytał czy umiem napisać dramat i czy chcę. Na to ja: „Ale czy ty się nie boisz?”. Bardzo podobał mi się ten temat. To nie było pisanie typu: mamy taki temat, wszystko już jest wymyślone, teraz to napisz. Bardzo dużo się nauczyłam.

C.T.: Mieliście jakieś inne inspiracje oprócz „Dekalogu”?

Z.B.: Tak. Filmy, artykuły na temat aborcji i Żydów. Informacje dotyczące Mazowieckiego, książki Krall. Przede wszystkim inspiracją była Polska. Codzienna prasa obowiązkowo. Dużo dawały nam rozmowy,     po których powstawały teksty, piosenki, dialogi, monologi. Zadziwiająco dużo napisało się piosenek. Piosenka pomaga opowiadać.

C.T.: Mam wrażenie, że po oglądaniu filmów Kieślowskiego zawsze zostaje takie depresyjne uczucie.

Z.B.: U nas chyba nie ma depresji (śmiech). Dla mnie te filmy przede wszystkim są ciekawe  ze względu na estetykę, obrazy. Nie czuję znudzenia, jak niektórzy, ale łapię się na tym, że czasami nie śledzę akcji, tylko po prostu oglądam te golfy, kafelki i kawę w szklance.

C.T.: Jak w ogóle trafiłaś do teatru?

Z.B.: Jak byłam dzieckiem, to dziadek zabierał mnie co niedziela do teatru „Banialuka” w Bielsku.             To chyba był początek. Potem zapisałam się na warsztaty teatralne w Bielsku. Byłam trochę rozdwojona, jeździłam do Cieszyna, do liceum w jedną stronę, a potem do Bielska, na warsztaty, w drugą. Kiedy przyszedł czas wyboru studiów majaczyła mi gdzieś szkoła teatralna, ale nie od razu. Bardzo spontanicznie podjęłam decyzję. Uznałam, że nie ma co się bać, najwyżej się nie zda. Oczywiście, bałam się okropnie. Warto się bać.

Rozmawiała: Nikola Olszak