Takie małe laboratorium Wywiad z Maciejem Podstawnym reżyserem spektaklu „Opowieści plemienne”

fot. Stanisław Walendowski

fot. Stanisław Walendowski

 

 

Cienie Teatru: Spektakl oparty jest na drugiej i ósmej części „Dekalogu” Kieślowskiego. Dlaczego akurat na nich?

 

Maciej Podstawny: Kieślowski układał te „Dekalogi”, niespecjalnie interesując się przykazaniami i ich treścią. Budował swoje historie i znajdował tematy inspirując się Dekalogiem dość luźno. Nie tyle więc wzięliśmy dwa przykazania, co dwa tematy Kieślowskiego. Tematem „Dekalogu II” jest pytanie o aborcję,   a „Dekalogu VIII” pytanie o historię, o Żydów, o winę polską, o winę żydowską. Chcieliśmy opowiedzieć     o dwudziestu pięciu latach polskiej transformacji (1989-2014). Szukaliśmy obszarów najmocniejszych. Tych, które dzielą najbardziej. Oprócz religii są to właśnie stosunek do Żydów i wszystkie sprawy obyczajowe, czyli np. aborcja. Trzeci temat jest już nasz. Jest to temat autorytetów, przywódców, temat polityczny. Wybraliśmy zatem tak zwane tematy „zastępcze”, mocne, które funkcjonują w publicznym dyskursie jako zapalne – wokół których zazwyczaj się kłócimy, a nie rozmawiamy.

C.T.: Skąd tytuł „Opowieści plemienne”?

 

M.P.: Na potrzeby tego spektaklu skonstruowaliśmy mini plemię, model społeczeństwa ostatniego polskiego dwudziestopięciolecia. Opowieści zaczerpnięte z „Dekalogów” tworzą coś na kształt panoramy współczesnej Polski. Staramy się zmapować, gdzie jesteśmy teraz, jeśli chodzi o naszą wspólnotę,         o wartości, przywódców. Spektakl jest fantazją, dzieje się  w Laponii. Tam zamkniętych jest od lat siedmiu Polaków, żyjących tematami polskimi. Nie potrafią się uwolnić od narodowych neuroz, ale też zabijają renifery i czekają na przepowiednię szamana na nowy XXI wiek. To takie małe laboratorium.

C.T.: A czy Pański spektakl będzie zrozumiały dla laików? Osób, które nie oglądały „Dekalogu” Kieślowskiego?

 

M.P.: Myślę, że tak. To prawdopodobnie nie jest łatwy spektakl. Opowiada zarówno o „Dekalogu” Kieślowskiego, jak i o rzeczywistości ostatnich dwudziestu pięciu lat w Polsce. Jest zbudowany na bazie postaci i wątków, które nie są w powszechnym użyciu (wśród postaci mamy np. Hannę Krall, Tadeusza Mazowieckiego, obecna jest Maria Janion). Przygotowaliśmy na stronie wałbrzyskiego teatru ściągę, sylabus do spektaklu. Ponadto staramy się skomunikować z widzami przez sferę napisów pojawiających się w tracie spektaklu, które są poetyckimi przypisami do scenicznego świata, kołami ratunkowymi.

C.T.: Pomiędzy „Dekalogiem” i „Opowieściami plemiennymi” istnieją powiązania tematyczne     i symboliczne. Dlaczego zdecydował się Pan na zmianę postaci?

M.P.: Stwierdziliśmy, tworząc model naszego społeczeństwa, że znacznie ułatwimy sobie sprawę, odwołując się do jakiejś ikony, do prostych gotowych skojarzeń. Jeśli potrzebujemy himalaisty w śpiączce z „Dekalogu II”, związanego z ’89 rokiem, pojawia się automatycznie hasło: Jerzy Kukuczka. Kukuczka zmarł w ‘89, tuż po wolnych wyborach. Wskrzeszamy go w naszym spektaklu. Fascynujemy się fenomenem Kina Moralnego Niepokoju, tym, w jaki sposób artyści opowiadali wtedy o współczesnej im Polsce, jakie tematy poruszali. Istniało całe grono twórców przed 1989 zajmujących się życiem klasy średniej, życiem intelektualistów i wartościami. To kino, które dziś dopiero mozolnie odbudowujemy.

C.T.: Nie uważa Pan, że temat Żydów w polskim teatrze jest już dość mocno „przerobiony”?     Czy z „Opowieści plemiennych” możemy dowiedzieć się o nim czegoś nowego?

M.P.: Mam taką nadzieję. Ten temat jest bardzo mocno odrobiony i bardzo się zastanawiałem nad „VIII”. Nie wydaje się, że sprawa jest ostatecznie rozwiązana i że to zmaganie już się zakończyło. Może po prostu się zmęczyliśmy? Dlatego nie potrafimy pójść dalej. U nas temat żydowski pojawia się jako sen jednej z ważnych postaci, powracający męczący koszmar premiera Mazowieckiego. Horror nierozwiązanej sprawy polsko – żydowskiej, wzajemnych oskarżeń i krzywd. Można powiedzieć, że w ten sposób odnosimy się również do nowego teatru polskiego. U nas to jest najstraszniejsza część, upiorna. Proponujemy jednak pewne rozwiązanie. Wyostrzamy opozycje, pokazujemy bardzo antypolskiego Żyda   i bardzo antyżydowskiego Polaka, i każemy im się spotkać, zderzyć i pogodzić.

C.T.: W „Dekalogu” Kieślowskiego muzyka Preisnera budowała specyficzny nastrój niepokoju, pesymizmu. Jakie ma to przełożenie w Pańskim spektaklu? Czy jest to konwencjonalne, Preisnerowskie podejście, czy zupełnie coś innego?

 

M.P.: Zrobiliśmy dokładnie coś odwrotnego niż Preisner (czyli to samo, ale odwrotnie): u nas to nie jest muzyka, która buduje metafizykę, niepokój. U nas muzyka ratuje. W miejscach, w których plemię śpiewa wspólne piosenki, na chwilę się jednoczy, coś przekracza. Muzyka jest czymś, co nas w tym spektaklu niesie. W większości jest to muzyka specjalnie do niego napisana przez Annę Stelę. Wydaje mi się, że nasze obserwacje są już tak smutne, że nie ma powodu, żeby je muzyką Preisnera zaciągać w rejony głębokiej depresji.

Rozmawiały

Kora Gałązka

Marcelina Kulig